Plac zabaw

- moje płuca są już tak czarne, że już żaden papieros im nie zaszkodzi. - zażartowała. pokiwała smutno głową. - i nikt nie jest w stanie jej przemówić do rozsądku? - westchnęła cicho. - trzymam za was kciuki, wiesz, że zawsze w ciebie wierzyłam, w was.

uśmiechnęła się,no bo przecież nie będzie się już dołowała znowu. -jak na razie my nie dajemy rady, ale zobaczymy. nie poddajemy się i walczymy dalej. -zaczesała sobie kosmyk włosów za ucho. -dzięki Michelle. -spojrzała na nią z miłym uśmiechem, bo szczerze jej dziękowała. przynajmniej ktoś w nich wierzył.

odwzajemniła uśmiech i uściskała ją mocno. - jeszcze zrozumieją, że bez siebie żyć nie mogą. twój braciszek też tutaj jest? jeju jaki on był zawsze słodki i kochany! - wyszczerzyła się, pamięta jak kiedyś się w nim podkochiwała, ale on wolał starsze ;c

roześmiała się cicho i krótko. -Johnny jest w Newtown, przygotowuje się do studiów na Harvardzie. jestem z niego taka dumna! -wyszczerzyła się i uniosła wysoko brwi. -pamiętam jak czasem do mnie przychodziłaś, by popatrzeć jak on spacerował po domu w bokserkach. -zachichotała i klepnęła michelle.

wybuchnęła śmiechem. - wcale nie dlatego! no dobra, może raz, czy dwa, albo kilka - odgarnęła włosy do tyłu. - harvard, łał. pozdrów go kiedyś ode mnie.

śmiała się razem z nią. czasem wynikały z tego podglądania zabawne sytuacje. zresztą johnny sam powinien wiedzieć,że w bokserkach po domu się nie chodzi. -dzięki, pozdrowię, oczywiście,że tak. -jakoby zakończyła temat swojego brata. -a jak tam sprawy z chłopcami, hm? -szturchnęła ją w ramię z uśmieszkiem.

- dzięki. co to za szturchanie, hę? - wyszczerzyła się. - schodzę się z danem, na to wygląda. pamiętasz go? on mnie chyba za mocno kocha. - westchnęła cichutko. - a w twoim serduszku ktoś znalazł sobie miejsce?

Zamyśliła się. -dan, dan... chyba go kojarzę, aczkolwiek nie jestem pewna. a właściwie to czemu zerwaliście? -nie pamiętała tak ważnego faktu w życiu swojej koleżanki, przykro jej było z tego powodu. -u mnie? nikt nie zagrzał sobie miejsca. nadal szukam. -uśmiechnęła się, w sumie robiąc dobrą minę do złej gry,bo poszukiwania szły marnie.

- odeszłam od niego, bo francuski student zawrócił mi w tym chorym łebku - przewróciła zabawnie oczami. - i tutaj twoje poszukiwania się zakończą, tak czuje. w msa jest pełno napaleńców. - westchnęła. - no aleeee, wśród nich są prawdziwe perełki. - mrugnęła do niej.

-francuski student? no wiesz...francuzi są nieciekawi. -zmarszczyła nochalek. -tak uważasz? -nagle się ożywiła, ale bez przesady. -a znasz jakąś taką perełkę może? bo wiesz, zanim sama ją znajdę... -zaśmiała się.

jejciu jejciu, zrobiłaś mitcha hewera! <3. - co ty gadasz, ten ich akcent! - uśmiechnęła się mimowolnie. - kochanie, oni sami będą ustawiać się w kolejce pod twymi drzwiami!

mitch jest hrhr <3 -francuski akcent jest obrzydliwy! -zwróciła uwagę, ale tak miło. przecież nie chciała się kłócić o akcent żabojadów. -jakoś na razie nie ma po nich śladu. -zaśmiała się. -ale cóż, poczekamy zobaczymy. na razie żyje mi się dobrze samej.

zmarszczyła nosek. - ooooj dobra, ja wiem swoje! - odparła, śmiejąc się. - dobrze samej, i bardzo dobrze, musisz być niezależna, nie dawać się facetom, bo to świnie są! - wykrzyczała, udając ich nauczycielkę baletu. - przyjdą, byli by głupkami.

-tak jest! baby górą! -powiedziała nieco głośniej niż dotychczas. ale jak tu nie dawać się facetom, kiedy hormony szaleją i domagają się jakiegoś testosteronu ;c -a ty z tym danem, on już wie,że chcesz do niego wrócić?

- chyba to wie. spotykamy się normalnie. - wzruszyła ramionami. - tylko nie pojmuje tej jego miłości, no wiesz, ja mu robię złe rzeczy, a on nie zwraca na nie uwagi. - uśmiechnęła się lekko. - idziesz na bal? pewnie złączą cię z jakimś miłym facetem i kto wie.

-czyli jest w tobie zakochany na śmierć i życie...jesteś szczęściarą wiesz? -uśmiechnęła się lekko. zamachała nóżkami i skrzyżowała je w kostkach. -na bal? sama nie wiem, choć z drugiej strony facetów tam nie zabraknie. jeszcze się zastanowię. ty pewnie idziesz z danem?

- hm, szczęściarą... - powtórzyła po niej, jakby chciała sobie to zakodować. - pewnie tak, chciałabym. - uśmiechnęła się. - zapisz się jak najszybciej, bo zrobię to za ciebie. - pogroziła jej zabawnie paluszkiem.

-Jeśli ty tego chcesz,to on tym bardziej. -uśmiechnęła się i spojrzała na ten jej paluszek. -myślisz,że się ciebie boję? -spytała rozbawiona. -no już dobrze, zapiszę się, żebyś dała mi z tym spokój. -oznajmiła i zerknęła tylko na telefon,żeby sprawdzić,która godzina. niedługo będzie musiała się zbierać.

zmrużyła oczy. - musisz się mnie bać, tak naprawdę jestem groźnym wielkim facetem w przebraniu małej miszel. - uśmiechnęła się. - i baaaaaaardzo się cieszę.

-w takim razie ja jestem jeszcze większym i groźniejszym facetem od ciebie. -dodała z uśmiechem. -zapiszę się jeszcze dzisiaj, ale teraz niestety muszę już iść. mam nadzieję,że zobaczymy się na balu, a może wcześniej. do zobaczenia! -ucałowała ją w policzek i poszła gdzieś tam. pewnie się zapisać.

uśmiechnęła się szeroko i pomachała jej na pożegnanie.

heath siedział na jednej z huśtawek i palił papierosa, chociaż jakieś świeżo upieczone mamusie patrzyły się na niego z niechęcią, ale udawał, że tego nie widzi. huśtał się jakoś ledwie co.

marie akurat przechodziła gdzieś niedaleko i w sumie też była na fotografii, więc pewnie się znają z zajęć. niestety druga huśtawka była zajęta przez jakieś wredne dziecko, no trudno. - heath, hej - przywitała go i stanęła sobie gdzieś tam, opierając się o tą rurę, tam przy huśtawce.. - a ty co? bawisz się w niańkę? - bo moze był tu z jakimś dzieciakiem i robił za nianię, nie spodziewała się go tutaj.

podbiegła do niego z tyłu i zakryła mu oczy rączkami. - cześć, mój duży dzieciaku. - szepnęła i obcałowała jego kark i szyję i policzki.