Alejki

wracała z malutkich zakupów przez ten park właśnie. usiadła na ławeczce i zapaliła papierosa, jeju ona za dużo pali, naprawdę. wyciągnęła nogi przed siebie i spojrzała z zadowoleniem na swoje 248585 toreb pełnych ciuchów.

on szedł z rękoma w kieszeni i kopał jakis kamyczek co zagubił się na drodze i był sam bez rodziny ;c biedny. ale w końcu go porzucił bo zauważył swoją była piękną miszel. uśmiechnął się tak jak on się uśmiechał fajnie i podszedł do niej.- hej, piękna- przywitał ja.

podniosła głowę do góry i zamrugała kilkakrotnie. - cześć brandon. - odparła sennie zza papierosowego dymu. przesunęła się odruchowo, robiąc mu sporo miejsca, więcej niż potrzebował. zastanowiła się, czy może nie uciekać, gdyby chciał jakichkolwiek wyjaśnień, dlaczego odeszła, bez słowa, zupełnie.

on się tym nie przejął, ząłozmy. bo chyba ich związek nie był zbyt formalny, znaczy miszel się chyba w nim zakcohała dalego rzuciąła dana on w sumie w niej też ale przeszło mu, miał atak dołu fakt, palił pił i nie rysował, ale mu przeszło choć jakby miał ją przeleceic to jest pierwszy. - jak tam?- psytał- nie widzielismy się trochę- uniósł brew obserwując, aha wczesniej usiadł.

- całe wakacje, fakt trochę długo. - uśmiechnęła się, przyglądając mu się. w duchu modliła się, żeby łaskawie przestał używać swojego francuskiego akcentu, do którego zawsze miała słabość. - co ostatnio namalowałeś?

aha, miał ten akcent ale to jego już wrodzaony i laski na to lecą, to jest fajne i nie przestanie używać bo to też ma wrodzone jak mówiłam i miszel ma lecieć na niego, aha. -osttanio? -zastanowił się - chyba jakiegos ptaszka, nie pamiętam- odparł i powiedział że niezdrowo jest tak palić.

uśmiechnęła się, całkiem miło. - zaproś mnie kiedyś, jak będziesz wystawiał swoje prace, co? - dotknęła przelotnie jego ramienia. - boisz się, że umrę? - zaciągnęła się ostatni raz i zgasiła papierosa.

-dobrze, zaproszę ale to jeszcze trochę potrwa ostatnio nie mam weny- stwierdził bo tak było, potrzebował swojej muzy! tak potrzebował jej. -nie teraz, ale że umrzesz wcześniej bez poznania swiata i takich tam - uśmiecvhnął się - zuch dziewczynka- dodał widząc jej poczyaniania.

- nie masz? zawsze miałeś jej aż nadmiar, ale będę czekać, niecierpliwie. - odparła z uśmiechem. - czyli się boisz. - przygryzła dolną wargę.

-teraz nie, bo nie mam swojej muzy. chcesz nia byc?-spytał i spojrzał w jej oczęta, tak. -no mozna tak powiedziec, jak chcesz- wzruszył lekko ramionami i spojrzał na straszą pania co szła ze swoim pieskiem, fajny on był. ja sapdam za jakieś 10 min ;x

- twoją muzą? - uśmiechnęła się kącikowo. - pewnie, że chcę. to miłe, tak właśnie. - cmoknęła go czule w kącik ust. - wraca wena troszkę coś, czy nie? - wyszczerzyła się.
okejo, jakoś skonczymy.

wyszczerrzył się właśnie bo dostał swoją wenę, aha poczuł jej usta w tym kąciku ust, jak dawniej. - może i tak ale musimy się umówic na dłuższa sesję, co Ty na to? jakoś po balu.- zerknął na nia.

- kiedy tylko zechcesz, kiedy będziesz mnie potrzebował. - uśmiechnęła się i spojrzała na niego czułym wzrokiem, bardziej czułym niż powinna.

a jemu to nie przeszkadło, bo on lubił jak na niego tak patrzyła, to jego akcent pewnie to zorbił a może w ogóle jego osoba? - no to po balu, tez się na niego wybieram, Ty pewnie też cnie? może się na nim spotkamy- usmiechnął się.

- naprawdę? będą losować, może szczęśliwie na siebie trafimy, trzymaj kciuki. - wyszczerzyła się, pomijając sprytnie osobę dana, a przecież z nim się wybierała ;c

jak nie może! bo przeciez losowanie jest, ej no. - no będę trzymał- pwoeidział bo w sumie mało kogo w msa znał niestety ;x i rzekł że musi spadać i że się odezwie i że bardzo mu przykro i że ja przeprasza i poszedł pa!

odpowiedziała mu uśmiechem i pomachała na pożegnanie, buziaczki!

nie każda, bo marie, która właśnie też sobie tędy przechodziła wcale na niego nie leciała, bo ona nie leciała ma facetów, chyba, że gdzieś tam głęboko głęboko i nawet do siebie samej tej myśli nie dopuszczała. no dobra, nie, jej też się podobał dan, jak większości dziewczyn, ale nie okazywała tego w żaden sposób! nawet na niego nie spojrzała, skoncentrowała tylko wzrok na gołębiu, który siedział na drzewie i pech chciał, że się potknęła o jakiś kamień, rozwalony chodnik, cokolwiek i upadła. sierota ;c pewnie miała poobdzierane kolana bo miała krótkie spodenki.

no wiem, ja lubię robić sieroty z moich postaci ;c w pierwszej chwili zakryła twarz rękoma, bo bądź co bądź podobał jej się mimo wszystko, a tu taka gafa... - boże, sierota ze mnie.......- odparła prawie, że jęczącym tonem. było jej wstyd i to niemało, zrobiła się czerwona jak burak i w ogóle speszyła się maksymalnie. - no wiem - odparła, prawie wcale na niego nie patrząc. - jaki wstyd.. - mruknęła jeszcze tylko pod nosem, jakby do siebie.

no to nie miała wyjścia, usiadła razem z nim na tej łąwce i przyglądała się teraz swoim kolanom, rozerwane rajstopy, zdarta skóra, wyglądała strasznie, zwłaszcza według niej samej. - tak, ale mnie musiało się przydarzyć akurat teraz - powiedziała niezadowolona. - sierota ze mnie i tyle- westchnęła i po chwili się rozchmurzyła, bo co się będzie przejmować dziurą w rajstopach. - co tam u ciebie? - spytała, może jeszcze uda jej się coś zrobić, że zapomni o jej upadku.;d