Budka ratownika

Gość

- bo ja tak szalenie mocno, okropnie kocham tę dziewczynę. wiersze dla niej piszę, piosenki jej śpiewam nocą pod balkonem. to moja pani, to moja kochanka, o gdyby mogła wiedzieć czym jest dla mnie! ale ona ma to wszystko w swoim pięknym, zgrabnym tyłku! - jęknął cicho. - opowiedz mi coś, masz miły głos. - wtulił się w jej szyję.

Gość

dalej głaskając:-nie martw sie, pewnie ma hemoroidy i wstydzi sie.-wzruszyła ramionami. w tamtej chwili trawka działała w tamten sposób, nic innego nie pamiętała oprócz:- już wagony połączone, semafory postawione. jedzie ciuchcia ciuch, ciuch, ciuch. wojtek, a nie..oskar kładzie się na brzuch. jedzie ciuchcia ciuch, ciuch, ciuch. na peronie wielki duch, chwila..ruch. dzwonek dzwoni, światło świeci. pierwszy wagon wiezie dzieci, drugi dźwiga wielką beczkę, trzeci spóźnia się troszeczkę, czwartym siedzą trzy misiaczki, w piątym kwaczą żółte kaczki. jedzie ciuchcia ciuch, ciuch, ciuch! pędzi jakby wiozła puch! jedzie ciuchcia ciuch, ciuch, ciuch! waldek bawi się za dwóch. z torów wypadł szósty wagon i siódmego ciągnie na bok. osmy wagon nie wytrzymał, dziewiątemu zrzedła mina i dzesiąty też już leży. chociaż ciuchcia dalej bieży. koła pędzą jak szalone. jeden ruch i wyłączone. jechał pociąg ciuch, ciuch, ciuch. pokazuje teraz chuj.-lekki ukłon głowa. zaciagnela sie ponownie skretem, patrzac zamyslona/nawalona na dym i na dziwne rysunki z dymu stworzone przez jej wyobraźnie. spojrzala uwaznie na niego, przestajac go przez chwile glaskac po glowie:-wiesz co? ty tez masz fajny głos..-

Gość

- tak sądzisz, że ma? ohyda. w takim razie to absurdalne, że ją kocham, nie? - pokręcił gwałtownie głową, jakby chciał odgonić od siebie jakieś myśli. - ciuch, ciuch, ciuch. - powtarzał za nią, uśmiechając się. - mam. i kobiety dostają na jego dźwięk orgazmu. kurwa, jak u hitlera. - zaciągnął się i wypuścił dym. - o patrz! wygląda jak smok!

Gość

-jasne ze absurdalne, czego niby mialbys kochac kobiety z hemoroidami.-ok, marlene juz seriously poleciala, czesto powtarzała sie i w ogole. a ona na to gwałtowne krecenie glowa odkrzyknęła:-spokojnie, spokojne..! uwazaj bo jak rozpier..rozwalisz budke..wtedy bedzie! a zobaczysz, nie bedzie fajnie-pokrecila glowa. nagle podniosla leb do gory:-ej? slyszales? szlyszales ciuchcie? stoimy na torach?-zaczela sie rozgladac. znow zaciagnela sie trawa i znow zrelaksowala:-a jesli teraz nie mam orgazmu to znaczy ze jestem mezczynzna czy jak?-spojrzala przelotnie na jej krocze, po czym na chlopaka:-co ty dajesz? wyglada calkiem na zagubionego bambi.

Gość

- boże, kurwa, jakie tory. - rozejrzał się. - ja nie chce umrzeć, no nie teraz, prawda, ty też nie. to by wyglądało jak samobójstwo. chociaż romantyczne, bo we dwoje, zakochani umarli z miłości, a potem nakręcą o nas film, beznadziejny. - mówił szybko, bez przerw. jęknął. - jesteś facetem, z cyckami, dosyć fajnymi, daj dotknąć. - wyciągnął rękę w jej kierunku, ale opuścił nagle. - twojego zagubionego bambi pożarł mój smok!

Gość

malo zrozumiala, przepraszam, nic nie zrozumiala z tego co powiedzial w szybszym tempie:-wiesz co, masz racje.-byla w stanie powiedziec tylko tyle. spojrzala na niego dosc zbulwersowanym spojrzeniem, nie spodziewala sie tego po nim: i tyle juz sie znaja!:-co ty dajesz? jak w takich chwilach mozesz myslec o naszej smierci?! ginie bambi! bambi, o nie baaaambii!!-dołączając do tego jakieś ciche'o nie bambi, o nie.' i gest reki'nie martw sie, nie bedziesz sam'. rozejrzala sie ponownie:-a nie, zdawalo mi sie tylko. nastepnym razem nie udawaj ze jesteś ciuchcia, bo..-przyłożyła mu palca/nóż do szyi:-zrozumiano? no.-kiwnęła glowa i zabrala palca. zajrzala do swojej bluzki:-ano, mam cycka. a nie, dwa. -klasnela w dlonie i zostala wprost porwana przez jego brew:-kiedys bede chciala rozczesać ci brwi. mam specjalny grzebyk.-kiwnela glowa dosc przekonująco.

Gość

- trzeba było pilnować swojego bambi. nie puszczać go z rączek, takie biedne, małe stworzonko, a wokół tyle wilków, tyle smoków, nie wiedziałaś o tym? - popukał ją palcem w czoło. - no co ty nie powiesz! - krzyknął i zajrzał jej w dekolt. - naprawdę są dwa, niesamowite. - przejechał palcem po swoich brwiach. - nikt się nigdy nie chciał nimi zająć, dzięęęęęęeki. - zrobił maślane oczka.

Gość

a ona patrzyła na niego porwana dyskusja. pokrecila glowa:-nie wiedzialam, ale ty tez mogles nie wypuszczac z raczek twojego smoka, wiesz? pewnie specjalnie to zrobiles..wiedzialam.-przymrużyła oczy i skrzyżowała ręce na malych piersiach/rodzynkach i zrobila troche obrazona mine. spojrzala krotko na chlopaka:-frank, wiesz co? teraz nie wiem czy zajme sie kiedys twoimi brwiami. nie jestem zadowolona z tego co zrobiles, bambi tez nie. zastanow sie dobrze nad tym, pozniej porozmawiamy..-kiwnela ponownie glowa.

Gość

poderwał się nagle. - ale o co ty mi teraz? to wcale nie mój smok, ja nie wiem, sam przylazł! - westchnął. - ale ty, dziewczyno, musisz winić za to mnie, bo nie masz kogo, a ja jestem pod ręką. dzięki. - spojrzał na nią, z takim ogromnym oburzeniem wymalowanym na twarzy. - teraz ty się zastanów, i wróć tutaj kiedyś. - pocałował ją w usteczka i uciekł szybko, bo i ja uciekam, pa!

Gość

skończyła skreta w koncu, bo ile mozna. wstala niepewnie i wyszla z budki. wrocila do domu plaza, szukajac nadal bambi.